PILNE!

Mam na imię Agatka, mój horror trwał miesiącami, ale najgorsze miało dopiero nadejść!

To był 36 tydzień ciąży mamy, a ja praktycznie nie urosłam od ostatniej wizyty kontrolnej. Po 2 tygodniach obserwacji nie było wątpliwości, że przestałam rosnąć w brzuszku mamy. Trzeba było natychmiast umówić cesarskie cięcie, a już po pierwszych badaniach z racji wczesnego urodzenia zdiagnozowano u mnie dysplazję stawów biodrowych. Z tego powodu, po dodatkowych badaniach, trafiłam na wyciąg medyczny i zostałam zagipsowana od pasa aż po same kostki! Widok był przerażający, kiedy byłam tak popodwieszana w jednej pozycji całymi dniami, a potem okazało się że będę tak wisieć tygodniami... 
 

Łącznie spędziłam w gipsie pół roku! Wszystkie dzieci w tym czasie rosły, ładnie się rozwijały, a nawet zaczęły raczkować, niektóre pewnie i chodzić. A ja? Wegetowałam wisząc w gipsie… Skóra swędziała, nie mogłam się poruszać, nie mogłam wzmacniać swojego ciała. Namiastka mięśni z którymi się urodziłam praktycznie zanikła. To jednak nie był koniec koszmaru, a jego początek. Po sześciu miesiącach cierpienia stan bioderek się nie poprawił i jednak konieczna była operacja, na którą czas oczekiwania w NFZ to aż półtora roku! Dopiero po prywatnej wizycie udało się ten czas skrócić do „raptem” czterech miesięcy. Mimo to, to były kolejne 4 miesiące kiedy nie mogłam się ruszać! Tak minął mi roczek mojego życia…

Operacja się powiodła, po niej jednak musiałam być w gipsie kolejne 8 tygodni. Ile tego gipsu jeszcze wytrzymam wszyscy myśleli?

A gdy już wszyscy mieli nadzieję, że w końcu będę zdrowa to dopiero wtedy ruszyła lawina nieszczęść i zdawała się nie mieć końca, bo wisząc tak sobie w tym gipsie został u mnie zdiagnozowany Zespół Turnera! Przez to będę potrzebowała leczenia hormonem wzrostu, a jak wyzdrowieję i dorosnę to przez to nigdy nie będę mogła mieć własnych dzieci… Samej chorobie często towarzyszą problemy z sercem, insulinooporność, cukrzyca, nadciśnienie, choroby tarczycy i nerek, tak więc już się na to nastawiam, bo znając moje szczęście doświadczę wszelkich możliwych powikłań…

Na wiadomość o tej chorobie mój tatuś dostał udaru i sam znalazł się nieprzytomny w szpitalu. Straciliśmy w ten sposób jedyny dochód rodziny. Mama robi co może, wraz z moim starszym bratem, u którego jak się okazało zdiagnozowano niedawno cukrzycę. Ostatnio moja rodzina otrzymuje same ciosy od losu, a ja niestety czasem czuję się jak ich największy. Ale nie poddaje się i walczę! Musisz wiedzieć, że potrzebuję specjalistycznych wizyt lekarskich, które niestety nie są finansowane przez NFZ, do tego specjalnych lekarstw i intensywnej, ciągłej rehabilitacji, bym w przyszłości mogła być samodzielna i nie była właśnie tym największym ciężarem dla innych.

Proszę wszystkich ludzi Dobrego Serca o pomoc. Nie mam już nikogo do kogo mogłabym się zwrócić poza Tobą, tylko Ty jesteś nadzieją dla mnie! Proszę pomóż.

​​​​​​​Bo najgorsze co może się stać, to brak stałej i systematycznej terapii, a to grozi problemami już do końca życia!

Aby do tego nie dopuścić, bardzo proszę o dobrowolną wpłatę, bo liczy się każdy grosz, a już symboliczne 19 zł to nawet godzina zajęć na turnusie rehabilitacyjnym!

PS. Ważne jest, by nie odkładać tej pomocy na później i pomagać jak najszybciej!

Agata Gertner - Subkonto nr 102088202

Ratuję Agatę!

Ratuję Agatę!