PILNE!

 „Pani dziecko, przestało rosnąć”, to usłyszała mama na wizycie kontrolnej u położnika. Zaraz potem rozpętał się chaos, traciłem tętno. Stało się jasne, że albo mnie wyciągną z brzucha mamy natychmiast, albo dostanę malutką trumienkę… 

Mam na imię Alan, a od życia w dobrym zdrowiu dzieliło mnie raptem tylko 5 tygodni. W jednej chwili okazało się, że będzie to walka każdego dnia. Walka o zdrowie, walka o sprawność!

Na sali operacyjnej było nerwowo, wszyscy się spieszyli, mama była w ostrym szoku, który mieszał się z niedowierzaniem. Kiedy mnie wyciągnęli, byłem siny, miałem problem z oddychaniem, dostałem skoku ciśnienia i krwawiłem do płuc. Zostałem podłączony do respiratora. Została stwierdzona zamartwica urodzeniowa!

Nie mogłem się wtulić do mamy, nikt nie mógł mi okazać czułości jaką potrzebowałem. Czułem się samotny, choć ciągle krzątali się koło mnie ludzie w fartuchach.

Mimo, że szpital powinien być najbezpieczniejszym miejscem dla dziecka tak chorego jak ja, to niestety, nie było tak kolorowo. Minęło kilka tygodni hospitalizacji i zakaziłem się gronkowcem. Moje życie znowu było zagrożone. Pojawiły się bolesne pęcherze na mojej skórze, aż w końcu skóra wyglądała jak poparzona, osłabłem, miałem wysoką gorączkę. Nie radziłem już sobie z oddychaniem, to jak miałem jeszcze walczyć z gronkowcem? Ale udało się, przeżyłem, a to najważniejsze!

Minęły długie dwa miesiące, nim mogłem zostać wypisany i ciągle przytulony przez mamę… Aż tu nagle, jak by tego wszystkiego było mało, stwierdzono u mnie dziecięce porażenie mózgowe! Więc lista schorzeń mi towarzyszących została ponownie wydłużona. Obecnie choruję jeszcze na nadwzroczność, i mam zaburzony rozwój psycho-ruchowy.

Potrzebuję stałej rehabilitacji by być sprawny, by nadążyć za zdrowymi dziećmi, by w przyszłości nie być ciężarem i nie być w dorosłości uzależnionym od opieki innych osób!

Dlatego, proszę Cię o pomoc już teraz, proszę o wsparcie mnie w drodze do zdrowia, bo tylko dzięki takim ludziom, jak Ty jest to możliwe! Tylko Ty możesz teraz realnie wpłynąć na mój los! Bardzo proszę nie zostawiaj mnie na pastwę losu…

​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​Bo najgorsze co może się stać, to brak stałej i systematycznej terapii, a to grozi problemami już do końca życia!

Aby do tego nie dopuścić, bardzo proszę o dobrowolną wpłatę, bo liczy się każdy grosz, a już symboliczne 19 zł to nawet godzina zajęć na turnusie rehabilitacyjnym!

Ratuję Alana!

Ratuję Alana!