PILNE!

Mam na imię się Antosia, przyszłam na świat w najgorszym możliwym momencie, bo w szczycie pandemii, gdzie dostępność do lekarza była bardzo utrudniona. Nie miałam prawa żyć, bo rodząc się ważyłam zaledwie 670g, czyli tyle co jedna piąta zdrowego noworodka, a to był dopiero początek kłopotów! Nic nie wskazywało, że życie całej naszej rodziny za chwilę się wywróci do góry nogami. Mama była w domu wraz z moim rodzeństwem, kiedy znienacka przeszył ją ostry ból, aż ciało się zgięło wpół i upadła na podłogę! Mama pomyślała, że przecież jest za wcześnie na poród, bo to zaledwie połowa ciąży, nagle pojawiła się krew. Trzeba było szybko dzwonić na pogotowie, które przewiozło nas do szpitala. 

Nasze życie było krytycznie zagrożone. Trzeba było ratować mnie, ale też moją kochaną mamę. W szpitalu okazało się że doszło do poważnego zakażenia wewnątrzmacicznego! Konieczne było nagłe cesarskie cięcie i pilne wyciągniecie takiej małej kruszyny jak ja na świat. Niestety nie uchroniło mnie to przed następstwami działań lekarzy, natychmiast po cesarce pojawiły się zaburzeniami krążenia i oddychania w to miało swoje drastyczne konsekwencje, ja po prostu umierałam… 

Byłam reanimowana, a potem zaintubowana, nie potrafiłam samodzielnie oddychać. Zdawałoby się, że moja śmierć jest tylko kwestią czasu… Byłam skrajnym wcześniakiem, z zamartwicą po urodzeniową. Nie potrafiłam, jeść, co chwilę zapominałam oddychać, a do tego miałam ogromną dziurę w sercu, bo moje ciało nie było gotowe żyć poza brzuchem mamy! Kilkukrotnie moje serce się zatrzymywało, jakby miało już dosyć tego olbrzymiego wysiłku, ale dzięki reanimacji wciąż tu jestem, żyję i walczę! 

Bałam się bardzo, a na domiar złego musieli mnie odłączyć od mamy. Nie wiedziałam gdzie jestem, co się ze mną dzieje. Przez 2 doby nikt nic mamie nie chciał o mnie powiedzieć. To było straszne doświadczenie dla nas obojga. Po tym co przeszłam nie poddaję się. Teraz pragnę wygrać sprawność i dalsze życie. Poza specjalistycznymi wizytami lekarskimi, potrzebuję intensywnej rehabilitacji i specjalnego łóżka rehabilitacyjnego. To są niezbędne rzeczy, bym mogła podgonić rówieśników w rozwoju, ale też mieć szansę na samodzielne życie w przyszłości. Sami nie damy rady, tylko dzięki ludziom dobrego serca jak Ty, mam szansę na normalne życie. Proszę pomóż i nie zostawiaj mnie samej tak jak miało to miejsce w szpitalu!

​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​Bo najgorsze co może się stać, to brak stałej i systematycznej terapii, a to grozi problemami już do końca życia!

Aby do tego nie dopuścić, bardzo proszę o dobrowolną wpłatę, bo liczy się każdy grosz, a już symboliczne 19 zł to nawet godzina zajęć na turnusie rehabilitacyjnym!

Antonina Roman - Subkonto nr 102117702

Ratuję Antosię!

Ratuję Antosię!