PILNE!
Zweryfikowano

Ratuję Bartusia!

Jestem Bartuś i muszę to w końcu powiedzieć… dusiłem się tak wiele razy, że myślałem, że już nigdy nie będę w stanie wziąć normalnego oddechu! Ból w klatce piersiowej był tak potworny, że momentami czułem się jakbym był żywcem rozdzierany na pół! Każdy oddech, który miał dawać mi życie, kosztował mnie cierpienie, a to wszystko sprawiało wrażenie jakby chęć życia zabijała mnie, a muszę przyznać, że trochę tak było, bo umierałem w sumie aż 5 razy!

Wiele razy się zastanawiałem, czy świat mnie tu w ogóle chce? Pierwszy raz miało to miejsce, gdy mama była w 4 miesiącu ciąży. Lekarze chcieli się poddać…, mówiąc, że nie ma szans bym się urodził. Ale miłość rodziców nie pozwoliła im się poddać. Dlatego konieczna była pilna operacja, żebym mógł rosnąć i żyć jeszcze w brzuchu mamy. Niestety już 2 miesiące później doszło do poważnego zakażenia organizmu mamy i musiałem pilnie przyjść na ten świat, bo inaczej z pewnością bym umarł! Sala operacyjna została bezzwłocznie przygotowana i cesarskim cięciem pojawiłem się na świecie raptem po 6ciu miesiącach ciąży! Ważyłem zaledwie 1 kilogram. Byłem malutkim, chudziutkim, skrajnym wcześniakiem. Ponownie zmuszonym walczyć o życie. Zostałem podłączony do respiratora, niestety na domiar złego w moim małym ciałku znalazła się bakteria, która robiła ogromne spustoszenie i była tak oporna, że nie reagowała na żadne leki!

Umierałem…, choć ledwo się na tym świecie pojawiłem. Było tak źle, że przyjąłem chrzest w szpitalu. Ale udało się, wyszedłem z tego i ponownie wymknąłem się z objęć śmierci. Teraz można było zająć się innym palącym problemem – ratowaniem mojego wzroku! Z powodu retinopatii wcześniaczej traciłem wzrok i konieczne były aż dwie operacje. Wciąż też nie potrafiłem samodzielnie oddychać i pomagały mi w tym maszyny, niestety doprowadziło to do dysplazji oskrzelowo-płucnej. Jakby tego było mało, to właśnie te maszyny, które podtrzymywały mnie przy życiu, również uszkadzały mi płuca! Znalazłem się w błędnym kole, z którego ciężko wyskoczyć.

Po 112 dniach spędzonych w szpitalu, w końcu mogłem z niego wyjść do domu. Czas spędzony leżąc w szpitalu odbił się na moim rozwoju i teraz potrzebuję specjalistycznych rehabilitacji aż pięć razy w tygodniu! Bym mógł dogonić w rozwoju dzieci w moim wieku i mieć szansę na normalne dzieciństwo i normalne życie! Im większą uwagę przyłożę do ćwiczeń teraz, tym lepiej to zaowocuje. To właśnie teraz jest ten najważniejszy moment i tylko teraz mam największe szanse na zdrowie. Dlatego proszę pomóż i nie pozwól, aby ta jedyna szansa na normalność przeminęła!

​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​Bo najgorsze co może się stać, to brak stałej i systematycznej terapii, a to grozi problemami już do końca życia!

Aby do tego nie dopuścić, bardzo proszę o dobrowolną wpłatę, bo liczy się każdy grosz, a już symboliczne 19 zł to nawet godzina zajęć na turnusie rehabilitacyjnym!

Bartuś Balakowski - Subkonto nr 102165502

Ratuję Bartusia!

Ratuję Bartusia!