PILNE!

Nazywam się Czarek, przyszedłem na świat 1,5 roku temu jako zdrowy chłopiec, ale już dwie godziny po urodzeniu prawie umarłem! Zdiagnozowano u mnie brak lewej komory serca, która transportuje natlenioną krew do organów i pilnie przewieziono mnie do szpitala klinicznego.

Tatusiowi w ostatniej chwili udało się przyjechać do szpitala żeby móc choć raz mnie zobaczyć, bo wszyscy myśleli że nie dożyje następnego dnia. Moja przyszłość była niepewna, bo tylko pół procenta dzieci rodzi się z taką wadą serduszka. Mama podczas tego całego zajścia niestety musiała zostać w szpitalu, w którym się urodziłem, a ja tak bardzo chciałem przy niej być, a oni nas rozdzielili.

Mamusi pękało serce i cały czas płakała, gdy patrzyła jak inne mamy, szczęśliwe tulą swoje dzieci, a jej syn jest daleko i nie może go przytulić, złapać za rączkę ani nawet spojrzeć z czułością. Każda minuta budziła w niej strach i niepokój co ze mną będzie.

Czy wiesz, że zdrowe serce jest wielkości zaciśniętej pięści? Moja piąstka była malutka, ja dopiero przyszedłem na świat, a już musiałem przejść pierwszą operacje serca.

Po tej operacji wróciłem do domu. Mama z tatą czuwali na zmianę w dzień i w nocy, patrzyli czy oddycham, monitorowali całą tą aparaturę do której byłem podłączony, aż pewnego dnia przeżyli istny koszmar. Alarmujący pisk urządzeń obudził ich w środku nocy, gdy do mnie dobiegli ja już nie oddychałem i robiłem się siny.

Ściska mnie w żołądku na samo wspomnienie tej okropnej nocy. Pogotowie na szczęście pojawiło się w porę i dzięki ratownikom żyję.

Miałem 10 miesięcy kiedy przeszedłem kolejną operację na otwartym sercu. Starałem się być dzielny, płakałem mocno, bo miałem rozcięte prawie połowę tułowia! Kąpiel, przewijanie, ubieranie, czy rozbieranie mnie było istną katorgą. Mama płakała razem ze mną pocieszając mnie, że już niedługo wszystkie rany się zagoją i przestanie boleć.

Dlatego muszę żyć i muszę walczyć o każdą minutę na tym świecie. Moja mama poświęciła się całkowicie by się mną opiekować, i postawić mnie na nogi. Ale mimo że rodzina oddała mi swoją uwagę, czas i „serce” to nie jestem w stanie sobie poradzić bez ludzi dobrego serca.

Pilnie potrzebuję leków, rehabilitacji i specjalistycznego sprzętu, co pozwoli mi przeżyć!

Proszę pomóż mi, kropla drąży skałę i nawet najdrobniejsze wsparcie da mi szansę na przyszłość.

Bo najgorsze co może się stać, to brak stałej i systematycznej terapii, a to grozi problemami już do końca życia!

Aby do tego nie dopuścić, bardzo proszę o dobrowolną wpłatę, bo liczy się każdy grosz, a już symboliczne 19 zł to nawet godzina zajęć na turnusie rehabilitacyjnym!

PS. Ważne jest, by nie odkładać tej pomocy na później i pomagać jak najszybciej!

Cezary Maciejak - Subkonto nr 101682502