PILNE!

Nazywam się Franciszek. Cały mój świat zawalił się nagle i bez ostrzeżenia, kiedy mój brat bliźniak zmarł chwilę po naszym urodzeniu, a ja stanąłem na krawędzi życia… Wszystko zaczęło się po 6 miesiącach ciąży, gdy łożysko mojego brata nagle zaczęło się odklejać! Lekarze podjęli pilną decyzję o cesarskim cięciu, bo okazało się, że musimy być wyciągnięci z brzucha mamy w kilkanaście minut, inaczej razem z mamą możemy umrzeć!

Cała sytuacja rozegrała się w szpitalu, ale niestety dla mnie i brata było to za szybko… Nasze płuca nie rozwinęły się jeszcze dobrze i nie byliśmy w stanie oddychać samodzielnie. Na sali panowała bardzo dziwna cisza, która była wręcz nie do zniesienia.

Mama z przerażeniem obserwowała co się dzieje, co z nami robią, czy będziemy żyć? Zostaliśmy przewiezieni na oddział neonatologiczny i podłączeni do maszyn pomagających nam oddychać. Niestety kilka godzin później mój kochany braciszek którego tuliłem przez ten cały czas w brzuchu mamy, mój kompan życiowy, jedyny członek rodziny, którego do tej pory znałem, zmarł…

​​​​​​​Jak by tego było mało, mój kochany Tatuś nawet nie zdążył go zobaczyć i się pożegnać, co przełożyło się na okropną rozpacz moich rodziców, a ich strach o mnie, jeszcze żyjącego, sprawił wtedy że zrozumiałem, iż nie mogę się poddać, muszę zawalczyć, nie mogę ich zostawić!

Minął pierwszy dzień, potem drugi, świetnie mi szło, aż tu nagle dostałem wylewu krwi do mózgu. To nie było do przewidzenia, a skutki wylewu okazały się druzgocące! W pierwszej kolejności pojawiło się wodogłowie, zostałem przeniesiony do innego szpitala na leczenie operacyjne. Niby wszystko się udało, aż tu nagle dopadła mnie sepsa i walka o życie zaczęła się na nowo.

Bardzo spuchłem i byłem nie do poznania, ledwo przeżyłem noc! Mleczko dostawałem przez rurkę umiejscowioną w moim brzuszku, co było bardzo niekomfortowe, bo co jakiś czas trzeba było rurkę obracać i pielęgnować dziurę w brzuchu, aby nie wdała się infekcja. Na szczęście niedługo później rurka z brzucha została zamieniona na rurkę w nosie, co choć trochę mi ulżyło.

Kiedy urosłem na tyle, by otworzyć moje wielkie oczy i patrzeć na świat z podziwem, okazało się, że konieczne jest ich leczenie i to nie byle czym, bo nowoczesnym laserem. Pojechałem więc do kolejnego specjalistycznego szpitala na zabieg. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, nauczyłem się też pić z butelki i to zadecydowało o tym, że będę mógł pojechać niebawem do domu. Można by rzec, że wystarczy tego cierpienia jak na jedną małą istotkę.

Niestety kolejny raz nadzieja zgasła, bo moja główka zaczęła się powiększać i powiększać, momentami nawet 2 cm na dobę! Przestałem mieć apetyt i zacząłem marnieć w oczach, a w mojej głowie wytworzyło się takie ciśnienie, że znów byłem na skraju śmierci.

Lekarze wszczepili mi w głowę tzw. zbiornik Rickhama, aby móc usuwać nadmiar płynu z głowy. Niestety wytwarzało się go tak dużo, że już dwa tygodnie później podjęto decyzję o kolejnej operacji, tym razem została mi wszczepiona zastawka komorowo-otrzewnowa. Po tej operacji ból był tak silny, że musiałem zostać wprowadzony w śpiączkę!

​​​​​​​Po wybudzeniu ze śpiączki i 4 miesiącach tułania się po szpitalach w końcu mogłem wrócić do domu i choć brakuje mi brata, wiem że On najbardziej by chciał, abym przeżył, wyzdrowiał i cieszył się życiem za nas dwóch. By spełnić to marzenie niestety są potrzebne środki finansowe, aby pokryć kosztowne rehabilitacje, wizyty u specjalistów i moje dalsze leczenie. 

Proszę, pomóż póki jest jeszcze nadzieja! Obiecuję, że dam z siebie wszystko, za mnie i za brata, dzielnie będę znosił nawet te bolesne ćwiczenia, tylko mnie nie skreślaj!
Może właśnie dzięki Tobie kiedyś będę na tyle samodzielny, że nie będę potrzebował całodobowej opieki. Proszę pomóż mi spełnić marzenie o normalnym dzieciństwie

Bo najgorsze co może się stać, to brak stałej i systematycznej terapii, a to grozi problemami już do końca życia!

Aby do tego nie dopuścić, bardzo proszę o dobrowolną wpłatę, bo liczy się każdy grosz, a już symboliczne 19 zł to nawet godzina zajęć na turnusie rehabilitacyjnym!

PS. Ważne jest, by nie odkładać tej pomocy na później i pomagać jak najszybciej!

Franciszek Sobecki - Subkonto nr 102064702