PILNE!

Mam na imię Janusz i niestety urodziłem się z bardzo złośliwym nowotworem, ale to co się działo podczas mojego urodzenia przechodziło ludzkie pojęcie! Był 32 tydzień ciąży, gdy nagle rozpoczęła się bardzo poważna akcja porodowa. Byłem wcześniakiem, nie oddychałem, a moje serduszko nie biło. Zrobiło się ogromne zamieszanie na sali, mama pytała co się dzieje, ale nikt jej nie odpowiadał. Lekarze byli zbyt zajęci ratowaniem mojego życia. Miałem niewydolność wielonarządową, zaburzenia krążenia krwi, wodę w brzuchu, żółtaczkę i na domiar złego wyraźnie powiększoną wątrobę!

Zostałem zaintubowany i starano się ustabilizować mój stan. Pierwsze badania nie przyniosły dobrych wieści. Moje narządy wewnętrzne nie były zdrowe. Nie potrafiłem jeść, a przy jedzeniu zanikało mi tętno. Byłem przeraźliwie głodny, a wszelkie próby jedzenia sprawiały, że znów musiałem walczyć o życie! Wyobrażasz sobie tę sytuację? Umierałem, gdy próbowałem jeść! Większego kuriozum chyba świat nie widział… 

Lekarze postanowili więc, że zostanie mi zrobiona dziura w brzuchu i założona specjalna rurka, która wpada prosto do jelita. Po miesiącu zostałem przewieziony do specjalistycznego szpitala dziecięcego dla przypadków „beznadziejnych”…​​​​​​​

​​​​Miałem drgawki całego ciała bez wyraźnego powodu, słabo rosłem. Miałem krwotok do mózgu i została stwierdzona hipoplazja pnia mózgu i móżdżku. Byłem obolały, zmęczony, czułem się samotny, ale moment, w którym mógłbym zasnąć w spokoju i odpocząć, miał jeszcze długo nie nadejść. W Centrum Zdrowia Dziecka, został mi wykonany rezonans magnetyczny. Wykazał on guz rdzenia nadnerczy. Był duży i jak się okazało, złośliwy. Dał już przeżuty.

Pierwsza chemioterapia była okropna. Ból, nudności, myślałem, że nie dam rady, że tego nie przeżyję. Ta trucizna nie uderza jedynie w guz, ale w cały mój organizm. Nie wiedziałem czy się pozbieram. A kiedy się to wszystko skończyło, to zaczęło się na nowo. Druga chemioterapia. Opadałem z sił, ale chciałem żyć! Walczyłem mocno. Mój guz się zmniejszył, więc lekarze zrobili operację i usunęli jego resztę!

Wierzę, że najgorsze już za mną, ale mam znaczne opóźnienie intelektualne i ruchowe. Wzmożone napięcie mięśniowe, a normalne jedzenie nadal nie jest możliwe. Potrzebuję intensywnej rehabilitacji psycho-ruchowej. Marzę, by kiedyś stanąć na własnych nogach i pobawić się z dziećmi na placu zabaw. Marzę, by skosztować kiedyś normalnego jedzenia i poczuć jego smak. Dlatego bardzo potrzebuję pomocy dobrych ludzi takich jak Ty.

​​​​​​​Jesteś jedyną istotą na świecie, która może realnie wpłynąć na moją przyszłość. Proszę pomóż! Tylko dzięki Tobie, mam szansę na sprawność, mam szanse na życie!

​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​Bo najgorsze co może się stać, to brak stałej i systematycznej terapii, a to grozi problemami już do końca życia!

Aby do tego nie dopuścić, bardzo proszę o dobrowolną wpłatę, bo liczy się każdy grosz, a już symboliczne 19 zł to nawet godzina zajęć na turnusie rehabilitacyjnym!

Janusz Czosnykowski - Subkonto nr 102091102

Ratuję Januszka!

Ratuję Januszka!