PILNE!
Zweryfikowano

Ratuję Wiktorię!

Mam na imię Wiktoria i musisz wiedzieć, że moje życie nagle zamieniło się w koszmar! Dusiłam się, rwący ból nie oszczędzał płuc, a to wszystko jeszcze zanim mogłam zobaczyć mamę i siostrę bliźniaczkę… Czułam się samotna i opuszczona. Nagle nie było ani uspokajającego rytmu serca mamy, ani siostry, która była ze mną tak blisko od zawsze. Czasami staramy się zrobić wszystko żeby uchronić się przed tragedią, ale nawet „wszystko” może okazać się niewystarczające. To był już prawie 8 miesiąc ciąży gdy mama miała zrobione badania prenatalne. „Piękne i zdrowe dziewczynki” powiedział lekarz i takie miałyśmy się urodzić, ale niestety już 3 dni później walczyłyśmy o życie!

Niespodziewana sytuacja zmusiła lekarzy do podjęcia natychmiastowych kroków i przygotowania sali operacyjnej. Nie było czasu do stracenia, liczyła się każda sekunda, bo mogła zadecydować o życiu albo śmierci. Kiedy nas wyciągnęli zostałyśmy rozdzielone od mamy i od siebie! Miałyśmy tylko po 1,5 kilograma! Nie potrafiłam oddychać ani jeść, zostałam podłączona do respiratora i założyli mi sondę do żołądka, a potem przewieźli mnie do Centrum Zdrowia Dziecka, by zapewnić mi opiekę jakiej potrzebowałam, ale i to ponownie okazało się niewystarczające!

Okazało się, że nie przyswajam pokarmów i konieczne było karmienie dożylne. Kolejne igły były wbijane w moje małe ciało i tak przepełnione już bólem i cierpieniem. Czułam się jak poduszka do przyborów krawieckich. Niezliczona ilość rurek i przewodów powtykanych we mnie w szczytnym celu przecież, bo próbowało utrzymać mnie przy życiu, a kołysankę jaką od tego momentu słuchałam to pikanie aparatury medycznej… Poza tym pustka i samotność, leżałam tam bez mamy i bez siostry, aż po kilku dniach nagle dostałam sepsy i zapalenia opon mózgowych! Ponownie zaczęła się brutalna walka o moje życie. Podawane antybiotyki i przetaczana krew, nie zliczę już ile razy była, a jednak na niewiele się to zdawało… Gdy już miało być lepiej zakaziłam się rotawirusem co spowodowało kolejną sepsę. Mój stan był na tyle poważny, że przyjęłam chrzest w szpitalu! Walka o życie toczyła się tygodniami, a ja nadal nie mogłam poczuć bliskości mamy...

Kiedy już mój stan się ustabilizował, to okazało się, że mam retinopatię wcześniaczą i grozi mi ślepota. Marzyłam by zobaczyć mamę i nawet to zostało mi właśnie odebrane, więc musiałam przejść pilną operację oczu. Jakby tego wszystkiego było mało, to przez kłopoty z oddychaniem i niedotlenienie, mój mózg został uszkodzony. Dlatego dziś każdego dnia walczę o sprawność, a że chyba wszystkie choroby świata przeszły tylko na mnie, to na szczęście moja siostra uniknęła takiego strasznego losu. Kocham ją nad życie i przeglądam się w niej jak w lustrze widząc zdrową ”siebie”. Chciałabym być jak ona, stanąć na nogi i iść o własnych siłach. Potrzebuję do tego codziennych rehabilitacji i sprzętu do pionizacji, który pomoże mi nie złamać się w pół. Potrzebuję wsparcia, abym mogła zacząć siedzieć, a kiedyś nawet chodzić! Dlatego proszę Cię o pomoc, bo jeden dzień zwłoki w moim leczeniu, może zaprzepaścić miesiące ciężkiej pracy i ponowne cofnięcie się w rozwoju... Proszę nie pozwól na to i pomóż mi stanąć na nogi!

​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​Bo najgorsze co może się stać, to brak stałej i systematycznej terapii, a to grozi problemami już do końca życia!

Aby do tego nie dopuścić, bardzo proszę o dobrowolną wpłatę, bo liczy się każdy grosz, a już symboliczne 19 zł to nawet godzina zajęć na turnusie rehabilitacyjnym!

Wiktoria Komor - Subkonto nr 102152402

Ratuję Wiktorię!

Ratuję Wiktorię!